Menu

Czy koronawirus jest zaraźliwy?

7 listopada, 2020 - Koronawirus
Czy koronawirus jest zaraźliwy?

Założenie, że koronawirus jest wysoce zaraźliwy i może powodować choroby, dostarczyło uzasadnienia dla zamknięcia całych narodów, zniszczenia globalnej gospodarki i wyrzucenia setek tysięcy ludzi z pracy. Wprowadzono obowiązek noszenia masek na twarzy, dystans społeczny oraz inne środki zapobiegawcze, które opierają się na założeniu, że małe wirusy mogą powodować poważne choroby i przenoszą się z człowieka na człowieka. Ale czy koronawirus jest zaraźliwy?

Wdrażanie 5G i COVID-19

26 września 2019 r. w Wuhan (Chiny) włączono bezprzewodową piątą generację (5G) i 1 listopada oficjalnie uruchomiono 5G z siatką około dziesięciu tysięcy anten – więcej anten niż w całych Stanach Zjednoczonych i wszystkie skupione w jednym mieście Wkrótce zaczęliśmy słyszeć o dziwnej nowej chorobie pochodzącej z tego wysoce uprzemysłowionego miejsca. Wzrost liczby przypadków nastąpił również 13 lutego, w tym samym tygodniu, w którym Wuhan włączył swoją sieć 5G do monitorowania ruchu.

Epidemia koronawirusa nastąpiła po instalacji 5G we wszystkich głównych miastach Ameryki, począwszy od Nowego Jorku jesienią 2019 r. w Uptown, Midtown i Downtown Manhattan, a także w częściach Brooklynu, Bronxu i Queens. Wkrótce potem pojawiły się Los Angeles, Las Vegas, Dallas, Cleveland i Atlanta, z około pięcioma tysiącami miast i miasteczek.

Europejczycy również dostrzegli silną korelację koronawirusa z wdrożeniem sieci 5G. Bartomeu Payeras Cifre, hiszpański epidemiolog, wykazał wyraźny i bliski związek między wskaźnikiem zakażeń koronawirusem a lokalizacją anteny 5G. Na przykład Mediolan i inne obszary w północnej części kraju mają najgęstszy zasięg 5G. Mimo że główne lotnisko we Włoszech znajduje się w Rzymie, to jednak w północnych Włoszech liczba przypadków koronawirusa jest dwudziestokrotnie większa.

W Szwajcarii firmy telekomunikacyjne zbudowały ponad dwa tysiące anten, ale Szwajcarzy wstrzymali przynajmniej część wdrażania 5G z powodu problemów zdrowotnych. W przeliczeniu na mieszkańca, Szwajcaria odnotowała znacznie mniej przypadków koronawirusa niż pobliskie kraje Francja, Hiszpania i Niemcy, gdzie 5G wdraża się pełną parą. Na szczególną uwagę zasługuje mały kraj San Marino, pierwszy kraj na świecie, w którym zainstalowano 5G (we wrześniu 2018 r.). Jego obywatele mieli najdłuższy kontakt z 5G i najwyższy wskaźnik zakażeń koronawirusem – czterokrotnie wyższy niż we Włoszech (które wdrożyły 5G w czerwcu 2019 r.) i dwadzieścia siedem razy wyższy wskaźnik niż Chorwacja, która nie wdrożyła 5G.

Iran ogłosił w lutym 2020 r., że „przeprowadził wszelkie przygotowania potrzebne do uruchomienia sieci 5G” i zakończył rozbudowę związanej z nią infrastruktury 4G-LTE „do prawie wszystkich miast, miasteczek i wsi w całym kraju”. Pierwsze przypadki COVID-19 skorelowane są z tym ogłoszeniem. Korea zainstalowała ponad siedemdziesiąt tysięcy baz 5G i do połowy marca zgłosiła ponad osiem tysięcy przypadków zachorowań. Japonia rozpoczęła testowanie 5G w tunelach na Hokkaido na początku lutego 2020 roku, a to miasto ma teraz najwięcej przypadków koronawirusa w Japonii – nawet więcej niż Tokio.

W Ameryce Południowej wdrożenie 5G miało miejsce w Brazylii, Chile i Ekwadorze oraz w Meksyku, z których wszystkie mają wiele przypadków koronawirusa. Kraje bez 5G (takie jak Gujana, Surinam, Gujana Francuska i Paragwaj) nie zgłosiły żadnych przypadków, mimo że warunki sanitarne w tych krajach są prawdopodobnie bardziej prymitywne. Paragwaj robi to, co powinny robić wszystkie kraje – buduje krajową sieć światłowodową bez wprowadzania sieci 5G.

System 5G został również zainstalowany na nowoczesnych statkach wycieczkowych oraz w wielu placówkach służby zdrowia.

Transmisje 5G w zakresie częstotliwości mikrofalowych (24-72 GHz).

Częstotliwości w tym zakresie nazywane są niejonizującymi. Podczas gdy przemysł telekomunikacyjny stanowczo zaprzecza jakimkolwiek nietermicznym wpływom na żywą tkankę, wiele badań wskazuje na powodowanie znacznych szkód dla delikatnych systemów elektromagnetycznych w ludzkim ciele, z powodu ciągłego narażenia na niejonizujące częstotliwości – bóle głowy, szum w uszach, zmęczenie, wysypki i nawet rak. W szczególności pola elektromagnetyczne o wysokiej częstotliwości, takie jak 5G, wpływają na przepuszczalność błony komórkowej. Architektura zdrowej komórki zapewnia, że ​​nie jest ona  przepuszczalna, z wyjątkiem sytuacji kontrolowanych.

Szczególnie niepokojący jest fakt, że niektóre nadajniki 5G nadają na częstotliwości 60 GHz. Według literatury branży telekomunikacyjnej częstotliwość ta jest silnie pochłaniana przez tlen,  powodując rozpad cząsteczki O2 i czyniąc ją bezużyteczną do oddychania. Pomyśl o konsekwencjach tlenu, który nie wspiera życia! Interesujące jest również posiadanie przez wojsko amerykańskie urządzeń do kontroli tłumu, które działają w zakresie 6-100 GHz. Wojskowy Aktywny System Odmowy działa poprzez wystrzelenie dużej mocy wiązki fal o częstotliwości 95 GHz w ludzki cel i może przenikać przez skórę i wywoływać nieznośne doznania cieplne.

Zmiany technologiczne zbiegające się w celu budowy sieci 5G obejmują masowe „zagęszczenie” sieci 4G, a także ekspansję w pasmach częstotliwości fal milimetrowych, szczególnie na obszarach miejskich.  Fale milimetrowe przechodzą tylko na niewielką odległość i nie mogą przenikać przez budynki. W odpowiedzi na to branże technologiczne pracują nad dostarczeniem sygnału 5G do obszarów, w których pracujemy, bawimy się i śpimy.

Rozważmy niektóre objawy zgłoszone w związku z COVID-19. Wytyczne opublikowane w 2016 r. przez EUROPAEM EMF, stwierdzają, że „istnieją mocne dowody na to, że długotrwałe narażenie na niektóre pola elektromagnetyczne jest czynnikiem ryzyka chorób, takich jak niektóre nowotwory, choroba Alzheimera i niepłodność u mężczyzn”. Opisując typowe objawy nadwrażliwości elektromagnetycznej (zwanej również chorobą mikrofalową), autorzy przytaczają „bóle głowy, trudności z koncentracją, problemy ze snem, depresję, brak energii, zmęczenie i  objawy grypopodobne”.

Badanie opublikowane w  Oncology Journal  opisuje uszkodzenie płuc spowodowane radioterapią, która wykorzystuje krótsze fale z bliskiej odległości przez krótszy okres czasu. Oczywiste jest, że fale milimetrowe 5G – z nadajnikami 4G – mogą również powodować uszkodzenie płuc. Zdaniem autorów badania „w zależności od dawki i objętości napromienianego płuca może rozwinąć się ostre popromienne zapalenie płuc, charakteryzujące się suchym kaszlem i dusznością”.

Według  New York Post , wielu pacjentów z COVID-19 zgłasza dziwne brzęczenie w całym ciele, „uczucie elektryzowania na skórze” lub uczucie pieczenia.  Osoby wrażliwe na elektryczność zgłaszają podobne występowanie objawów, gdy zbliżają się do telefonu komórkowego lub korzystają z GPS w swoich samochodach. Inne zgłaszane objawy koronawirusa obejmują utratę węchu i smaku, gorączkę, bóle, duszność, zmęczenie, suchy kaszel, biegunkę, czyli wszystkie objawy udokumentowane przez osoby wrażliwe na prąd.

Korelacja wdrożenia 5G i przypadków COVID-19 – podobieństwo objawów – powinna dać nam chwilę do zastanowienia. Czy nie powinniśmy bliżej przyjrzeć się temu, zanim wprowadzimy obowiązkowe szczepienia i elektroniczne dowody tożsamości?

Wirusy kozłem ofiarnym

Ponieważ wirusy są zawsze widoczne w żywych komórkach i wokół nich, naukowcy przypuszczają, że wirusy replikują się tylko wewnątrz żywych komórek organizmu – nie dzielą się tak jak komórki. Obecnie naukowcy wychodzą z założenia, że ​​te wszechobecne wirusy mogą infekować wszystkie rodzaje form życia, od zwierząt i roślin po mikroorganizmy, w tym bakterie. Trudne do oddzielenia i oczyszczenia wirusy stały się wygodnym kozłem ofiarnym w przypadku chorób, które nie pasują do modelu bakteryjnego. Przeziębienie, grypa i zapalenie płuc – niegdyś uważane wyłącznie za choroby bakteryjne – są obecnie często definiowane jako choroby wirusowe.

Czy to możliwe, że naukowcy pewnego dnia odkryją, że cząsteczki te, podobnie jak niegdyś złośliwe bakterie, odgrywają korzystną rolę w organizmie? Tak naprawdę, naukowcy już to zrobili.

Postulaty Kocha

Heinrich Hermann Robert Koch (1843-1910) jest uważany za jednego z twórców nowoczesnej bakteriologii, który stworzył i ulepszył technologie laboratoryjne do izolacji bakterii. Jego badania doprowadziły do ​​sformułowania tak zwanych postulatów Kocha, szeregu czterech zasad łączących określone mikroorganizmy z określonymi chorobami.

Postulaty są następujące:

  1. Drobnoustrój musi być obecny u wszystkich osób mających daną chorobę i powinien mieć związek ze zmianami chorobowymi.
  2. Drobnoustrój musi być wyizolowany w czystej kulturze od osoby chorej.
  3. Drobnoustrój, wyosobniony od chorej osoby, po wprowadzeniu do ludzi lub zwierząt musi wywołać tą samą chorobę.
  4. Drobnoustrój należy ponownie wyosobnić w czystej kulturze od eksperymentalnie zakażonego człowieka lub zwierzęcia w celu spełnienia trzeciego postulatu.

Jeśli wszystkie cztery warunki są spełnione, można udowodnić zakaźną przyczynę określonego zestawu objawów. Co jednak istotne, nawet Koch nie mógł znaleźć dowodu zarażenia własnymi postulatami! W rzeczywistości musiał zrezygnować z wymogu pierwszego postulatu, kiedy odkrył nosicieli cholery i tyfusu. Chociaż twierdził, że udowodnił, że bakteria wywołuje gruźlicę (TB), to lektura jego pracy pokazuje, że nie spełnił nawet jednego ze swoich czterech postulatów dotyczących gruźlicy.

Koch rozwinął swoje postulaty dotyczące bakterii, a nie wirusów. W 1937 roku Thomas M. Rivers zmodyfikował postulaty Kocha w celu określenia zakaźnego charakteru wirusów. Postulaty Riversa głosiły:

  1. Wyizolowanie czynnika zakaźnego od chorego, hodowla w komórkach, przesączalność czynnika zakaźnego.
  2. Pojawienie się podobnych objawów u zwierząt laboratoryjnych zakażonych patogenem z hodowli.
  3. Ponowna izolacja tego samego wirusa od zakażonego zwierzęcia.
  4. Wykrycie swoistej odpowiedzi immunologicznej względem wirusa.

Zauważ, że Rivers porzucił pierwszy postulat Kocha – to dlatego, że wiele osób cierpiących na choroby „wirusowe” nie jest nosicielami szkodliwego mikroorganizmu. Jednak nawet przy braku pierwszego postulatu Kocha naukowcy nigdy nie byli w stanie udowodnić, że określony wirus powoduje określoną chorobę, posługując się postulatami Riversa.

Czego naukowcy z Wuhan nie zrobili

Pod koniec 2019 roku władze Chin zauważyły, że pewna grupa ludzi zachorowała na chorobę, których objawy przypominały zapalenie płuc. Kiedy stan pacjentów nie poprawił się dzięki antybiotykoterapii, lekarze doszli do wniosku, że ten nowy typ zapalenia płuc musi być spowodowany przez nowy typ wirusa.

Gdy tylko chińskie władze medyczne podejrzewały wybuch nowej i groźnej choroby wirusowej, powinny były podjąć kroki w celu spełnienia postulatów Riversa. Pierwszy krok polegałby na zebraniu około pięciuset osób z Wuhan z identycznymi (lub co najmniej prawie identycznymi) objawami i znalezieniu pięciuset dobranych bezobjawowych grup kontrolnych (osoby w podobnym wieku, stylu życia, profilu choroby itp.), również z Wuhan.

Następnym krokiem powinno być wykonanie dokładnych badań mikrobiologicznych różnych płynów pobranych od tysiąca badanych. Powinno to obejmować przynajmniej krew, plwocinę, mocz i wymazy z nosa. W badaniu należało zastosować zarówno konwencjonalną mikroskopię świetlną (w poszukiwaniu bakterii), jak i mikroskopię elektronową (w poszukiwaniu wirusów). Gdyby badacze znaleźli nową bakterię lub wirusa u  wszystkich  chorych i żadnego u zdrowych ludzi, powinni byli następnie skrupulatnie wyizolować, oczyścić i wyhodować bakterię lub wirusa na neutralnym podłożu. Po wykonaniu tego etapu oczyszczony drobnoustrój powinien zostać wprowadzony do zwierząt testowych, przy użyciu normalnej drogi, po której mógłby się on rozprzestrzeniać (a nie, wstrzykując go bezpośrednio do mózgu zwierzęcia, jak to zrobiono w celu udowodnienia „zaraźliwej etiologii polio”).

Każdy rozsądny człowiek zgodziłby się, że takie badania powinny być wymagane przed podjęciem drakońskich środków na całym świecie w celu „zatrzymania rozprzestrzeniania się wirusa” lub „spłaszczenia krzywej”. A gdyby władze medyczne w Chinach nie były w stanie przeprowadzić tego typu dochodzenia, powinny były zwrócić się o pomoc do CDC w USA i równoważnych organizacji w Europie i Rosji lub do WHO, aby upewnić się, że dochodzenie zostało przeprowadzone starannie. prawidłowo i dokładnie.

Opinia publiczna nie zdaje sobie sprawy, że w przypadku COVID-19 – a także ostatnich kilkunastu „wirusowych” epidemii, z którymi mieliśmy do czynienia, w tym AIDS , SARS , Ebola , Zika, ptasiej grypy , zapalenia wątroby typu C i innych – naukowcy nie próbowali zademonstrować choćby jednej części postulatów Kocha czy Riversa.

Krótko mówiąc, żadne z dotychczas przeprowadzonych badań nie dostarczyło żadnego dowodu na to, że mamy do czynienia ze śmiertelną chorobą wirusową. Fakt, że choroba pojawia się w skupiskach, może wydawać się, że jest efektem „zarażenia”, ale równie odpowiednim wyjaśnieniem nie jest zarazek, ale teren. Jakie czynniki środowiskowe wpływają na wiele osób w tym samym miejscu w tym samym czasie? Jednym z oczywistych kandydatów jest zanieczyszczenie elektromagnetyczne.

Pacjenci potrzebują tlenu

Dzisiejsze ofiary są starsze, zwykle mają wcześniej istniejące schorzenia, a głównymi objawami wydaje się być niedotlenienie, podobne do choroby na dużych wysokościach.

Dr Cameron Kyle-Sidell, pracując na pierwszej linii w szpitalu w Nowym Jorku, nakręcił film wyjaśniający, co zaobserwował. Kyle-Sidell mówi: „Nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego!”. Chorzy dosłownie łapią powietrze. W rzeczywistości respiratory, które szpitale starały się pozyskać, wyrządzają więcej szkody niż pożytku i mogą być przyczyną wysokiej śmiertelności. Tacy pacjenci nie potrzebują pomocy w oddychaniu – potrzebują więcej tlenu, gdy biorą oddech. To, co opisuje Kyle-Sidell, nie jest oznaką zaraźliwej choroby, ale zakłócenia naszych mechanizmów wytwarzania energii i dostarczania tlenu do czerwonych krwinek.

Wirusy i egzosomy

Jesteśmy wdzięczni dr Andrew Kaufmanowi, który zamieścił w Internecie kilka interesujących filmów, w których wyjaśnia, że ​​wirusy są w rzeczywistości egzosomami, co podziela wielu innych wirusologów. Wirusy i egzosomy są tej samej wielkości, tego samego kształtu, oba niosą RNA i oba przyłączają się do tych samych receptorów. Te maleńkie cząsteczki nie atakują naszych komórek. Wręcz przeciwnie, egzosomy to cząstki uwalniane  komórki. Oprócz przenoszenia RNA, egzosomy otaczają toksyny i szczątki komórkowe w odpowiedzi na różne zniewagi – toksyny, stres (w tym strach), rak, promieniowanie jonizujące, infekcje, urazy, wiele chorób, odpowiedź immunologiczną i astmę. Krótko mówiąc, te egzosomy / wirusy są  wynikiem,  a nie przyczyną  choroby i odgrywają główną rolę w krzepnięciu, sygnalizacji międzykomórkowej i wydalaniu odpadów.

Czy więc paskudne małe stworzenie zwane koronawirusem nas infekuje i powoduje choroby? Pamiętaj, że badacze nie potrafili wykazać, że straszna hiszpańska grypa jest zaraźliwa. Fakt, że wirusy są w rzeczywistości pomocnymi egzosomami i że wiele osób, u których wykryto koronawirusa jest bezobjawowych, sprawia, że ​​ich rola jako sprawcy jest wysoce nieprawdopodobna.

Jeśli trochę posurfujesz w Internecie, przekonasz się, że egzosomy są najnowszą rzeczą w diagnostyce i terapii, mającą wiele zastosowań medycznych – od leczenia raka, przez gojenie się ran, po odbudowę włosów! Jeśli 5G, przeciążając obwody elektryczne organizmu i przechwytując tlen, powoduje uszkodzenie komórek płuc, to z pewnością wynikiem będzie zwiększona produkcja egzosomów (błędnie nazywanych wirusami). Nic dziwnego, że leki przeciwwirusowe podawane we wczesnych dniach pandemii – ale obecnie w dużej mierze porzucone – powodowały tak straszne skutki uboczne, w tym reakcje alergiczne, gorączkę, nudności, wymioty, krwawienie, kwasicę cukrzycową mleczanową, uszkodzenie nerek, wątroby i trzustki. . . i problemy z oddychaniem. Te leki tłumiły organizm.”

Oczywiste jest, że w przypadku wirusów popełniamy ten sam błąd, jaki popełniliśmy z cholesterolem i tłuszczami nasyconymi, obwiniając substancję niezbędną do życia za spowodowanie choroby. Zaledwie dwadzieścia lat temu lekarze „wiedzieli”, że bakterie są zabójcami – teraz wiemy, że bakterie są niezbędne dla zdrowia. Jak długo zajmie nam nauczenie się, że tak zwane wirusy są naszymi przyjaciółmi?

Ludzkość żyje od tysięcy lat z naszymi mózgami dostrojonymi do rezonansów Schumanna Ziemi, naszych ciał i całego życia – skąpaną w statycznym polu elektrycznym o wartości stu trzydziestu woltów na metr. Elektryczna symfonia, która daje nam życie, jest miękka i delikatna. Drobne prądy elektryczne, które przepływają przez żyły liści lub komórki glejowe w naszym układzie nerwowym, kierują wzrostem i metabolizmem wszystkich form życia. Nasze komórki komunikują się szeptem w zakresie częstotliwości radiowych. Dziś ten cichy szum życiodajnego prądu jest ogłuszany przez brzęk nakładających się i drażniących częstotliwości – od linii energetycznych, przez lodówkę, po telefon komórkowy – a teraz ostateczny atak, 5G.

Na szczęście atakowane komórki wytwarzają pochłaniające toksyny przekaźniki zwane egzosomami, które pomagają nam dostosować się do zagrożeń środowiskowych, w tym elektrosmogu. Ci maleńcy posłańcy zapewniają szybką adaptację genetyczną do zmian środowiskowych w czasie rzeczywistym. W końcu większość ludzi przystosowała się do światowych fal radiowych, elektryczności w naszych domach i wszechobecnego Wi-Fi. To właśnie egzosomy umożliwiły dokonanie tych zmian. Czy te egzosomy mogą pomóc nam przystosować się do ekstremalnych zakłóceń 5G, dopiero się okaże.

Thomas S. Cowan, MD
Sally Fallon Morell

Źródło: https://www.greenmedinfo.com/blog/coronavirus-contagious\

Print Friendly, PDF & Email
Rozpowszechniaj zdrowie
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
0
Będę wdzięczny za opinie, proszę o komentarz.x